Paweł Sameryt

Urodziłem się w rodzinie katolickiej i choć moi rodzice dbali abyśmy ja i moi dwaj młodsi bracia regularnie uczęszczali na msze to jednak nie byli jakimiś zagorzałymi katolikami. Po prostu zwykłymi parafianami jakich wielu. Wierzący i praktykujący – jak określają się często ludzie chcąc zaznaczyć, że poza sama wiarą ważne jest dla nich także chodzenie do kościoła.

Każdego roku zawsze obchodziliśmy prawie każde święto kościelne (poza najważniejszym Bożym Narodzeniem i Wielkanocą). Rodzice pilnowali by chodzić do spowiedzi, przystępować do komunii, być na lekcjach religii, brać udział w różnych procesjach. Czasami pytali czy modliliśmy się wieczorem. Odpowiadałem „Tak” bo głupio było powiedzieć „Nie”. Z czasem gdy dorastałem wieczorna modlitwa stała się już regularna i nie była wyuczona na pamięć. Mówiłem własnymi słowami i modliłem się tak jak wierzyłem. Tak o to mijały całe lata. Na lekcjach religii wpajano mi i uczono całej tej kościelnej tradycji, którą stawia się ponad Biblię. W domu na ogół nie mówiło się o Bogu i nie czytało Biblii. Był jednak jeden wyjątek: moja babcia.

Pierwsza i jedyna osoba w domu, która wiele lat wcześniej uwierzyła w Jezusa jako swojego osobistego zbawiciela. To z nią pierwszy raz w życiu się modliłem; to ona jedyna czytała mi Biblię i wiele zawartych w niej historii. To od niej usłyszałem, że nie należy modlić się do Marii i świętych, że nie istnieje coś takiego jak czyściec, a spowiadać należy się Bogu, a nie człowiekowi ( księdzu). Była dla mnie autorytetem bo wierzyłem, że skoro wyczytała to z Biblii to tak właśnie jest. Wreszcie to od niej dostałem pierwszy egzemplarz Pisma Świętego. Był prezentem na 21 urodziny. Zacząłem go nawet czytać, ale z braku zrozumienia szybko przestałem. Miało się to zmienić za 8 miesięcy...

Na początku lipca 2000 roku przyjechałem wraz z najmłodszym bratem na chrześcijański obóz młodzieżowy organizowany na Mazurach. Jedynym powodem mojego uczestnictwa w nim była chęć spędzania wolnego czasu, którego miałem w nadmiarze oraz zobaczenie się z moją wierzącą rodziną, którą bardzo rzadko widywałem z powodu dużej odległości zamieszkania. Przyjechałem tam bez żadnych szczególnych oczekiwań. Biblię zabrałem bo wypadało, a nie z jakiejś mojej wewnętrznej potrzeby. Gdy po 12 dniach wracałem do domu serce było odmienione bo pewnego dnia na obozie doświadczyłem czegoś, czego się nie spodziewałem, co było niesamowite. W dodatku dotarło do mnie nagle, że nie jestem prawdziwym chrześcijaninem. Nie mogę nim być bo żyję w innym świecie z dala od prawdziwego Boga, z dala od Chrystusa, od Słowa Bożego. Żyję w grzechu za który nigdy nie pokutowałem. Nie zdawałem sobie sprawy, że za ten grzech cierpiał Chrystus. Byłem wstrząśnięty słysząc wykład z Księgi Objawienia bo zrozumiałem, że moje miejsce nie będzie wśród zbawionych lecz potępionych.

Tamtej nocy, leżąc w namiocie nie mogłem zasnąć. Bałem się, że gdy przyjdzie Pan Jezus ja tu zostanę na tej grzesznej ziemi. Zostanę bo nie jestem godzien być w Królestwie Bożym; nie jestem godzien nazywać się prawdziwym chrześcijaninem; nie jestem godzien mówić, że jestem Dzieckiem Bożym. Do tamtego momentu nigdy nim nie byłem. Zacząłem się modlić, pokutować, prosić o wybaczenie grzechu, chciałem żyć inaczej, chciałem żyć dla Chrystusa, chciałem przyjąć Go do serca. Zasnąłem dopiero gdy poczułem wewnętrzny pokój. Duch Boży zaczął działać...

Gdy wróciłem do domu nie przestałem czytać Biblii. Od tamtego czasu czytałem ją co dzień z wielką chęcią i zacząłem ją rozumieć na tyle ile w tamtym czasie mogłem. Pan zaczął mi objawiać to czego nie mogłem zrozumieć i wiedzieć żyjąc w grzechu z dala od Niego. Zrozumiałem co się stało i czym jest nawrócenie o jakim mówi Biblia. Chciałem żyć, chciałem służyć, chciałem być w Kościele Pana Jezusa. Wiele dawnych rzeczy, które były mi bliskie, które zajmowały mi mnóstwo czasu przestało mieć znaczenie. Wykorzystywałem czas na poznawanie Biblii i modlitwę. Szczerą, dogłębną, prawdziwą i ufną modlitwę. Jakże inną od tej jaką znałem do niedawna.

Przez następne miesiące nadal chodziłem do kościoła, ale zaczęło mnie to już męczyć. Czytając Boże Słowo i słuchając kościelnych kazań co raz bardziej dostrzegałem tą ogromną różnicę między tym co mówi Biblia, a co naucza kościół. Jego tradycja i obrzędy wymyślone przez ludzi tak bardzo przez wielu kultywowane mają niewiele wspólnego z Biblią i prawdziwym Bogiem. Sam taki byłem przez wiele lat, ale to już nie był mój świat. Zrozumiałem, że jego nauka jest sprzeczna z nauką biblijną czyli z tym co mówi nam Bóg. Apostoł Piotr powiedział kiedyś, że trzeba słuchać bardziej Boga niż ludzi. W końcu podjąłem decyzję: zostawiam kościół bo to nie jest kościół o jaki czytam w Biblii. Kościół którego głową mieni się człowiek nie jest Kościołem Pana Jezusa. Powierzyłem się całkowicie Chrystusowi i zaczęły się wypełniać Jego słowa, które czytamy w Ew. Jana 14.23:

„Odpowiedział Jezus i rzekł mu: Jeśli kto mnie miłuje, słowa mojego przestrzegać będzie, i Ojciec mój umiłuje go, i do niego przyjdziemy, i u niego zamieszkamy”

22 lipca 2001 roku przyszedłem na moje pierwsze w życiu nabożeństwo w zborze i jestem w nim do dziś. Tutaj poznałem wierzących ludzi, grono przyjaciół i moją żonę. Tu nadal zgłębiam Boże Słowo, tak ważne w moim życiu.

7 kwietnia następnego roku przyjąłem chrzest wiary przez zanurzenie. W tym roku minęło od tego wydarzenia 10 lat, a pamiętam ten dzień doskonale. Przez te wszystkie lata mimo różnych doświadczeń nigdy nie żałowałem, że zwróciłem się do Boga i do mojego Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Nigdy nie żałowałem decyzji sprzed 12 lat. Jestem za tamten czas wdzięczny Bogu bo to najlepsze co mnie w życiu spotkało. Nawet szczęście małżeńskie i dzieci jeśli Bóg daruje nie będą ważniejsze od Boga. Każdego dnia dziękuję Mu za to co dla mnie uczynił, a stając się Dzieckiem Bożym dał pewność zbawienia.